Menu
kwantowy umysł

Człowiek absolutny, to człowiek posiadający stan źródłowej (kwantowej) ciszy na trzech poziomach siebie: w umyśle (świadomości), w Duszy (w energiach) i w ciele (materia).

Za mną drugi tydzień zanurzenia w kwantowej ciszy i czas jednego z trudniejszych procesów, jakie przeszłam w drodze osobistej transformacji: zmiana umysłu do stanu pustki i ciszy.

Dlaczego trudny? Dla mnie osobiście, procesy zachodzące w głowie są najtrudniejsze, jako tej przestrzeni, która zarządza całym ciałem i naszą wewnętrzną (i zewnętrzną) rzeczywistością. Mocno się z głową identyfikujemy ukształtowani w świecie racjonalizmu.

Żeby zrobić miejcie na nowe, trzeba uwolnić stare

Dusza powiedziała: przechodzisz teraz bardzo ważny sprawdzian (test/ transformację). Pokazała nie tylko wagę, ale także wysoki poziom trudności i zaawansowania tego procesu. Wiem, że jak mnie na niego wystawiła, znaczy jestem w stanie przetrwać. Efekt był taki, że się paskudnie na nią obraziłam. Nawrzeszczałam, czy zwariowali tam razem z Duszą i czy miarki nie mają, i nie wiedzą, kiedy należy przestać? 

Nie wiem czy nie przerwałam buntem procesu (jakkolwiek odpoczynek był/ jest bardzo potrzebny) nie wiedziałam też, że w tak mocną transformację wchodzę (pewnie bym się stawiała). Nie wiem też dokąd mnie to zaprowadzi. Z doświadczenia wiem jednak, że jeśli próbuję sprawy powstrzymać, a się nie da, znaczy muszę tę ścieżkę przejść.

Proces

Dusza mi przez tydzień (jak cebulę) obierała umysł z iluzji i schematów myślowych. Od codzienności, po duchowość (tu także wytwarzają się schematy myślowe) ciało i (nawet) kosmiczne spotkania. Nalewały mi się do głowy - jak kolejne tsunami myśli, których nie byłam w stanie kontrolować, ani powstrzymywać. Jeśli stopować, to tylko na krótko, by złapać nieco wytchnienia i przestrzeni. W dzień i w nocy, we śnie i na jawie. Nagłe wybudzenia w stanie ogromnego lęku. Wątek przewodni śnienia – woda w każdej postaci: od deszczu, po morskie fale, spokój i gliniane, mętne sadzawki o grząskich dnach. Zlewanie rzeczywistości, snu i wątków życia, osób, zdarzeń. Prawdziwy sztorm i totalne odrealnienie. Brak kontaktu z ciałem, jakbym miała tylko głowę. Ciało obolałe, głowa w potężnej transformacji. Bladziutka, słaniająca się, nie byłam w stanie nic robić, tylko spać albo wegetować, by w ostatnie dni, jak w transie, mechanicznie sprzątać całe mieszkanie w najdrobniejszych szczegółach, żeby się czegokolwiek uchwycić. Skąd je wzięłam na to siły – pojęcia nie mam. Jakby ciało - ktoś lub coś podtrzymywało przy funkcjach życiowych. Co to była za przeprawa...

Natłok myśli tak prawdziwych i jednocześnie tak irracjonalnych. Przeżywałam to wszystko i jednocześnie stałam obok siebie jak obserwator. W głowie sztorm, w ciele i w sercu cisza. Jednym, co można było, to to znosić i szukać w tym wszystkim jakiegoś pionu, albo kotwicy. I jednocześnie się nie dało. Można było tylko płynąc i trzymać się prostych, codziennych czynności, fizycznych zajęć. Pozostać w czystości umysłu, na ile to możliwe. Nie pozwolić sobie nawkręcać iluzji. Naprawdę momentami nie wiedziałam co jest stymulacją, a co prawdą. Jednocześnie widziałam absurdalność tego, co się roi w mojej głowie. Myślałam: Boże, albo to przetrwam, albo zwariuję. Po tygodniu przesiliło się. O czwartej rano znów mnie wybudziło (ostatnio mój kanał klarowności uświadomień) bym sobie uświadomiła, czym był ostatni czas.

Na razie jest cisza w głowie. Okresowo - totalna krystaliczność umysłu. Gadający głos w głowie gdzieś sobie poszedł, z czego się bardzo cieszę. Jeśli próbuje cokolwiek mówić, natychmiast go uciszam. Potrzeba mi ciszy, bym choć trochę odpoczęła w mojej opuchniętej energetycznie głowie. Niczego nie oczekuję, niczego nie projektuję. JESTEM z poziomu umysłu. Tak mi na razie dobrze.

Ciekawy i bardzo fajny stan się wytworzył: brak strumienia myśli, czy linii myślowych w głowie dotyczący przeszłości i przyszłości. Jest Wielkie TERAZ i jest wielka CISZA kwantowej pustki. Tego stanu, który panuje w Pierwszym Kręgu – Domu Boga, czyli w Centrum, taka energia jest w czarnych dziurach. (Obrazowo: Wszechświat jest jak plasterki sera z dziurami. Przez nie przenika Energia Boska utrzymująca wszytko przy życiu).

Wygląda mi to tak, jakby gleba umysłu została zaorana pod nowe (kwantowy stan pustki, z którego może się urodzić wszystko). Czym Dusza zechce zasiać teraz moją głowę?

Jestem kreacją swojej Duszy, jej materialna forma (czyli ja) należy do niej, a ciało zrobi to, czego Dusza zechce. Ja już się nawet nie kłócę i nie mam pretensji o ciężkie procesy. Sfochuję się czasem z poziomu emocji, czy głowy, jednak jestem projektem mojej Duszy. Jeśli ona do czegoś dąży nie przeciwstawię się temu (wolna wola?). Obiecałam wesprzeć ją w rozwoju. Bywa ciężko, ale jest to także piękna przygoda. Dusza dąży do osignięcia człowieczeństwa absolutnego. Zobaczymy co to oznacza w jej wydaniu (w kolejce wpis o uczłowieczeniu Duszy, czyli całkowitym, boskim zespoleniu Duszy i powłoki doświadczajacej - tu ludzkiej). 

Mogę się jedynie obrazić, co też uczyniłam w ramach protestu ;) Duszy widzę przykro, przeprasza, a ja się boję i nie dopuszczam na razie nowego. Odpocznę, odsapnę i pójdę dalej. Nie pytam. Nie chcę wiedzieć, co dalej. Wolę nie wiedzieć. Czasem niewiedza jest błogosławieństwem. Rozglądam się w mojej głowie, co się odsłoniło po procesach i widzę, że trochę boję się zrobić jakikolwiek ruch z bezpiecznego, cichego Teraz, w którym jestem. Nie chcę, by sztorm rozpętał się ponownie. Uczę się stanu zen w mojej głowie, przepracowuję strach. Oddycham, uspokajam: nic się nie dzieje.

Od kuchni

Potrzeba mi ciszy, by mój obolały mózg doszedł do siebie. Umysł boi się, ja się boję powtórki tego, co było w tym tygodniu w mojej głowie. Wyłącznie w niej, bo reszta w ciszy. Prawdziwy sztorm. Taki (użyję mocnego słowa) gwałt na umyśle. Gdyby teraz nie nastała dobra cisza (która zawsze przychodzi po zakończonym procesie) i gdyby cały czas nie towarzyszył mi spokój serca, byłabym może zarzuciła to wszystko. Sama swoją iluzję jeszcze bym przetrawiła, ale żeby karmić tym tysiące ludzi? – Tego bym bardzo nie chciała (i oby nie było mi to zweryfikowane). Dusza mawia w takich chwilach: pomierz faktyczne efekty: jak wygląda twoje życie? Jesteś zadowolona? Ilu ludziom pomogło to, co piszemy?

Chyba nigdy, gdzieś tam na dnie w mojej głowie, do końca nie będę miała pewności, czy to wszystko moja prawda, czy może stymulacja, którą się nieświadomie realizuje w tym zwariowanym świecie? Co można zrobić, chyba tylko zaufać. Dlaczego wszystko musi tu być takie trudne... Dlaczego moje procesy są zawsze taką orką? Trzeba się najpierw przebijać przez korzuch nawarstwień.

Mawiają, że przed metą bywa najtrudniej.

Dusza śpiewa dziś tak. Siedzi cichutko skupiona i nie rusza się wcale. Poprosiłam żeby nic nie mówiła, tylko była i dała odpocząć. Czasem potrzebuję całą tę drogę odstawić na półkę. Wtedy codzienność i praca fizyczna są gruntem, odpoczynkiem.

Dusza doskonale wie, kiedy stawia mnie na granicy. Jednocześnie rozumiem zasadność procesów, którym mnie poddaje. I tak to jest. Sztuka balansu pomiędzy materialnym, a energetycznym, pomiędzy zdrowiem, a szaleństwem, pomiędzy rozwojem, a iluzją. Udało się dojść tutaj, ponieważ wszystko podważam i jednocześnie nie blokuję niczego.

Ps. Obejrzałam film Lucy od 45 minuty, po to chyba, żeby zdać sobie sprawę z możliwości ludzkiego (absolutnego) umysłu. Wcale nie znaczy, że musi być, tak jak jest w fabule, ale żeby zrozumieć, że możemy bardzo wiele w swojej kreującej głowie zdziałać. Wszak JUŻ tworzymy naszą codzienność (kreujemy nasz osobisty Wszechświat) pytanie na ile świadomie. Transformacja ciała, superodczuwanie rzeczywistości (przestrzeni, grawitacji, ludzi, energii, wibracji) telepatia, telekineza, wiedza uniwersalna, panowanie nad czasem, przestrzenią, materią, połaczenie z kosmosem i wiele innych. 

Ps.2 Sylwia Baranek fajnie skomentowała wpis:  Zachęcasz i zniechęcasz do dalszej drogi. - Nie mogę Wam dać, Kochani, nic ponad osobistą prawdę, gdzie plus i minus idą w parze. Takie jest życie, a ja chcę być w nim i z nim uczciwa.

Uczę się praktykować zen umysłu. Uczę się nie myśleć, a BYĆ w mojej głowie. Jesteśmy przyzwyczajeni do strumienia myśli w umyśle. Obserwuję go świadomie z wyższego poziomu, czyli ze świadomości już od jakiegoś czasu, nawet we śnie. A gdyby tak bez niego? 

Być obserwatorem, czy stać się Wielką Ciszą i Kwantową Pustką, która pustką wcale nie jest...

TERAZ – Wieczny Punkt Zero. Początek Wszystkiego.

Człowiek Absolutny (w pełni swoich możliwości) to Umysł Absolutny.

Wybiorę się nad morze. Potrzebuję w mojej głowie przeciągu. Potrzebuję zassać przestrzeni.

Pozdrowienia.

Poczytaj także: 

W Drodze z Duszą: rozsiądź się wygodnie w ciemności, czyli zmiana matrycy życia - część I, część III

Człowiek absolutny.

W Drodze z Duszą: iluzja, którą Dusza z hukiem wyprostowała.